Ktoś Nieskończony nas wspiera

„…Ktoś Nieskończony nas wspiera i motywuje, daje siłę do dalszego działania.”
( Wywiad z Tomaszem Łukaszewskim, artystą intermedialnym, z czterokończynowym mózgowym porażeniem dziecięcym.)

Kim pan jest?
Artystą grafikiem. Moja specjalizacja to grafika intermedialna, a dokładnie mówiąc tworzenie obrazów statycznych i dynamicznych. Tworzę też aplikacje interaktywne, grafikę artystyczną 2d, 3d, 4d, projektuję strony www. Zajmuję się cyfrowym obrabianiem zdjęć i post produkcją. Fascynuje mnie również robienie filmów i wszystko co jest z tym związane. Moje filmy były pokazywane na kilku festiwalach międzynarodowych.
Na pełną samorealizację artystyczną pozwala mi komputer.

Co Panu daje sztuka?
Poprzez tworzenie otwieram bramy do świata, gdzie jestem wolny od wszystkich fizyczno mentalnych ograniczeń, gdzie jestem niezależny i mogę być sobą.
Zostałem bowiem obdarowany czterokończynowym mózgowym porażeniem dziecięcym. Różne są stopnie porażenia, ja mam jedno z najgorszych. Lekarze mówili, że nic ze mnie nie będzie, ale lekko się pomylili. Moja mama nie poddała się i rehabilitowała mnie od pierwszych tygodni życia.

Zaszedł Pan bardzo daleko…
W czerwcu 2002 roku na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu na Wydziale Grafiki obroniłem pracę dyplomową na piątkę i uzyskałem tytuł magistra sztuki u prof. Wiesława Gołucha.
Studia otworzyły przede mną wielkie możliwości artystyczne i zawodowe. Bez nich byłbym jednym z wielu niepełnosprawnych, którzy coś tam umieją zrobić, ale zawsze uważani są za amatorów i nikt nie traktuje ich poważnie.

Jakim jest pan człowiekiem? Sądząc po pana pracach -pełnym optymizmu i radości życia….
Tak, to prawda. Jestem absurdalnym optymistą, a niesamowita wiara daje mi moc i siłę do pokonywania przeciwności życia. W sumie jestem jak każdy inny. Moją osobowość ukształtowały środowisko i ograniczenia wynikające z mózgowego porażenia. A mój defekt fizyczny sprawił, iż możliwość zrobienia czegoś od początku do końca, samodzielnie tak ja chcę, odkryłem w kreacji twórczej w środowisku cyfrowym.

Czyli pana osobowość to taki koktajl – połączenie twórczej kreacji oraz głębokiej religijności plus pokora wynikająca z choroby?
I tak i nie, ja po prostu bardzo dobrze wiem czego chcę. Cieszę się z tego co osiągnąłem, staram się brać z życia pełnymi garściami. Radość jest jeszcze większa, gdy mam świadomość, iż mimo czterokończynowego porażenia i niewyraźnej mowy jestem kim jestem i robię to co robię.

Miewa pan chwile zwątpienia?
Oczywiście, czasem już tak po ludzku jestem zmęczony, wszystko wydaje się przytłaczające. Ale to są tylko chwile, które mijają. Wystarczy jeden „promyk”, który, może przybierać różne formy i… już mi się dalej chce… .

A chwile szczęścia?
Lubię się śmiać, dawać radość innym ludziom poprzez uśmiech, wesołe słowo. Jestem pogodnym człowiekiem. To mi daje też siłę oraz sprawia, że świat i życie wydają się o wiele barwniejsze niż są w rzeczywistości.

Czy rozważał pan kiedykolwiek „co by było gdyby”?
Szczerze, tak na poważnie, nie zastanawiałem się jaki bym był i co bym robił, gdybym był zdrowy. Ale wiem, czuję, że byłbym taki sam i robiłbym to samo tylko w o wiele większym wymiarze. Na duszę porażenie mózgowe nie działa. Ona jest taka sama jak u pełnosprawnego, wszystko zależy od rodziców, ich zaangażowania i tego, jak traktują dziecko – osobę niepełnosprawną.

Pan ma wspaniałych rodziców, prawda?
Od pierwszych chwil życia byłem traktowany normalnie. Rodzice umożliwiali mi poznawanie świata, choć to nie było takie proste. Ale dzięki nim miałem możliwość doświadczania tego co moi rówieśnicy, oczywiście na miarę swoich możliwości fizycznych. To w główniej mierze sprawiło, że mentalnie nie czuję się niepełnosprawny, nie mam barier w działaniu i myśleniu. A ograniczenia fizyczne jedynie „definiują” takie lub inne sposoby działania i dojścia do celu. Bagaż doświadczeń, przeżyć sprawia, że znacznie szerzej patrzy się na otaczającą rzeczywistość. Dostrzega się pozornie nie widoczne szczegóły i to chyba przekłada się na większą wrażliwość widoczną także w kreacji.

W pana rehabilitacji ważne miejsce zajmowała dość kontrowersyjna metoda Domana*. Co zyskał pan dzięki niej?
Ta metoda dala mi nowe życie pełne radości i swobody fizycznej a także psychicznej. Bez niej nie byłbym tym, kim jestem teraz.
Miałem wtedy 11 lat. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Wracałem z mamą od logopedy, gdy zaczepił nas człowiek i podał adres ruchu „Wiara i światło”. Tam rodzice dowiedzieli się o rehabilitacji metodą Domana prowadzoną w Instytucie w Filadelfii w USA. Byłem tam na kilku konsultacjach, gdzie dostawałem przygotowany specjalnie dla mnie zestaw ćwiczeń, które wykonywałem w domu. Wykonywanie tego programu stało się dla mnie wyzwoleniem z niewoli fizycznej i poczucia bezsensu życia. Wreszcie mogłem i musiałem robić sam coś, co pochłaniało mnie bez reszty. W czasie wykonywania tych „kilometrów ćwiczeń” nie czułem bólu, ani zmęczenia. To była droga do wolności, do częściowego uniezależnienia się od całkowitej zależności od drugiej osoby. Nie sposób opisać słowami tego co czułem, gdy stawiałem samodzielne kroki…
To właśnie w czasie tych mozolnych ćwiczeń wykonywanych wciąż i wciąż, dzień za dniem zaczęło się we mnie budzić pragnienie kreacji audiowizualnej…
Dużym plusem tej metody jest także to, że do ćwiczeń tzw. patteringu potrzeba pięciu osób. Ogromna ilość ludzi, codziennie przewijająca się przez nasze mieszkanie przez szereg lat sprawiała, że miałem kontakt z różnymi osobowościami.

Czy może być pan przykładem dla innych ludzi?
W swoich oczach nie jestem kimś, aż tak wyjątkowym, by brać ze mnie przykład. Po prostu jestem sobą i żyję tak jak chcę, oczywiście w ramach możliwości, które przynosi mi życie. Jestem świadomy siebie, swoich ograniczeń.
Nie ukrywam jednak, że bardzo chciałbym, aby inni ludzie też potrafili świadomie kreować swoją rzeczywistość, bo wtedy można cieszyć się życiem, bawić się różnymi możliwościami. Ale to nie przychodzi znikąd.
Jeden filar otrzymujemy w pierwszych latach życia od swoich rodziców. Drugi filar to niesamowita wiara i pokora. Trzeci to wielka wytrwałość i determinacja do osiągania nowych szczytów.

Wiara w Boga jest dla pana ważna?
Przeciwności losu często sprawiają, iż wiele rzeczy wydaje się ponad nasze ludzkie siły. Wtedy kontakt z Bogiem, poczucie, że Ktoś Nieskończony nas wspiera i motywuje, daje siłę do dalszego działania.

Życie artysty nie należy do łatwych. Także w materialnym wymiarze. Zapytam szczerze, czy może się pan utrzymać ze swojej sztuki?
Jeszcze nie, ale wierzę, że kiedyś tak będzie. Niestety, praca zawodowa osób niepełnosprawnych ruchowo to poważny problem.
Każdy do życia potrzebuje jakiegoś zajęcia, w którym ma możliwość samorealizacji. Bez tego nasza egzystencja traci sens i smak.
Ale wiele osób niepełnosprawnych ma postawę biorczą, wolą „zebrać 1% proc”. niż zrobić coś konkretnego, co da im większe lub mniejsze korzyści. Nie potrafią znaleźć tego czegoś w czym mogliby się realizować zdobywając konkretne umiejętności na kursach, w szkołach, czy odkrywając możliwości jakie dają nowe technologie. Taka postawa bardzo mnie irytuje, dla mnie to marnowanie potencjału drzemiącego w każdym człowieku.

Można ten system jakoś usprawnić?
Według mnie w ramach powszechnej edukacji, a także w takich placówkach jak WTZ i ZAZ za mały nacisk kładzie się na rozpoznawanie predyspozycji poszczególnych osób. Wszyscy są traktowani tak samo, brak jest indywidualnego podejścia. A przecież każdy jest inny, mamy inne talenty, możliwości. W takich placówkach powinno się je odkrywać i rozwijać. A także pobudzać do aktywnego działania, a przede wszystkim do samodzielnego myślenia. Pokazywać techniczne możliwości dopasowane do fizycznych ograniczeń.
Według mnie osoba niepełnosprawna, która chce coś osiągnąć powinna zając się jakimś bardzo konkretnym zawodem. Tu właśnie widziałbym rolę instytucji, które w pierwszej kolejności pomagałyby znaleźć ten obszar działalności a potem zapewniałyby przez pewien czas pełną asekurację i wsparcie merytoryczne.

Panu ktoś pomagał?
Nie, sam dochodziłem do wszystkiego. Gdy miałem 10 lat tata zabrał mnie do Pracowni Komputerowej przy Elwro. Od tego czasu wiedziałem, że to będzie mój świat. Po kilku latach miałem komputer w domu i wszystko się zaczęło… Począwszy od doboru odpowiedniego do grafiki sprzętu komputerowego, jego składowych elementów i programów, poprzez marketing i negocjacje z klientami, aż do zarządzania finansami, pisania umów oraz rozliczania podatkowego organizowałem merytorycznie sam. Nie wspominając już o samych sposobach kreacji audio-wizualnej w środowisku cyfrowym.

Czy kiedykolwiek myślał pan o tym, by porzucić artyzm i iść w komercje? Zamiast swojej kreacji robić kartki pocztowe z pieskami i kotkami, albo kalendarze z gołymi paniami?
Artyzm jest częścią mnie, nawet wtedy gdy robię projekty komercyjne. W pracy zawodowej przede wszystkim muszę wsłuchiwać się w potrzeby klienta. Wrażliwość artystyczna pomaga z czegoś „badziewnego” zrobić coś ciekawego. Klienci mają różne gusta i sposoby patrzenia na świat. Jeśli tylko temat nie jest w sprzeczności z moim systemem wartości to angażując się bez reszty, zawsze staram się jak najlepiej wykonać swoją pracę. Kilka razy z powodów etyczno-moralnych musiałem jednak odmówić wykonania zlecenia mimo, że warunki finansowe były naprawdę kuszące.

Jest pan szczęśliwy?
Tak, jestem szczęśliwym mężem, synem, bratem, szwagrem, zięciem, wujkiem, przyjacielem, kolegą, Polakiem, Człowiekiem. Zawdzięczam to wszystkim ludziom spotkanym na swej drodze życia. Między innymi tym, którzy przez ponad 6 lat pomagali rehabilitować mnie metodą Domana. Tak było także w przypadku moich szkolnych nauczycieli i profesorów. Oni nie „odpuszczali” mi tak jak Rodzice i także dzięki temu dziś mogę cieszyć się swoim szczęściem.
Poczucie spełnienia daje mi świadomość siebie oraz tego, że mam coś do zaoferowania światu, że jestem jego pełnowymiarowym Użytkownikiem. Życzę Wszystkim Ludziom takiego poczucia szczęścia jakie posiadam.
Nota biograficzna
Tomasz Łukawski urodził się w 1975 roku we Wrocławiu. Ukończył wrocławską Akademię Sztuk Pięknych. W 2002 roku obronił dyplom magisterski w Katedrze Wiedzy Audio-Wizualnej w pracowni prof. Wiesława Gołucha. Zajmuje się projektowaniem oraz tworzeniem cyfrowej grafiki wydawniczej, reklamowej, artystycznej, internetowej i multimedialnej oraz animacji cyfrowej. Ma doskonałe przygotowanie oraz bogate doświadczenie w budowie stron www. Brał udział w licznych wystawach m.in. w 2010 roku w International Art Show Mineapolis USA, Międzynarodowe Biennale Sztuk Mediów WRO 01 oraz WRO 03 we Wrocławiu. Wystawiał swoje grafiki na dwudziestu kilku indywidualnych wystawach. Jest parafianinem wspólnoty św. Anny – Wrocław Oporów.
Więcej na arttom.org
Metoda Glenna Domana.
Powstała w wyniku działalności fizjoterapeuty Glenna Domana. W 1976 roku założył on Instytut Faya w Filadelfii (tzw. Instytut Osiągania Ludzkich Możliwości).
W metodzie tej wychodzi się z założenia, iż na drodze rozwoju zdrowego dziecka pojawia się sześć najważniejszych obszarów, służących do pełnego funkcjonowania istoty ludzkiej. Są nimi: wzrok, słuch, dotyk, ruch, mowa oraz sprawność rąk.
W metodzie Domana przyjmuje się wczesne usprawnianie dzieci. Ma ono doprowadzić do tego, by nieuszkodzona część mózgu, przyjęła zadania jego uszkodzonej części. Usprawnianie metodą Domana stanowi bodźcowanie mózgu odpowiednimi sygnałami. Dzięki np. wielosensorycznej stymulacji następuje rozwój poszczególnych zmysłów: dotyku, smaku, wzroku, słuchu.