Wakacje
(Przypowieść o synu marnotrawnym Łk 15,11-32)
- Morze! Widzę morze! – Wykrzyknęła z radością Ala, gdy na horyzoncie pojawiła się niebieska linia brzegowa.
- Co się tak drzesz?! – Fuknął na nią zaspany brat, Kacper.
- Cieszę się po prostu! Czeka nas wspaniały tydzień z Mamusią i Tatusiem, morzem i plażą! Będziemy spacerować, budować zamki z piasku i grać w planszówki!
- Chyba ty! Ja się zrywam jak tylko dotrzemy na miejsce. Będziecie mnie widzieć tylko na śniadaniach.
- A co będziesz robił? – Siostrzyczka była nie tylko zdziwiona, ale i zaniepokojona tym, co usłyszała.
- Nie twój interes! – Syknął Kacper i nałożył słuchawki na uszy.
Kacper był od Ali starszy o całe sześć lat i nieraz wydawało mu się, że zjadł wszystkie rozumy. Kiedy więc przyjechali do hotelu i rozpakowali się, powiedział do rodziców:
- Słuchajcie, mam już piętnaście lat i nie zamierzam budować żadnych zameczków z piasku ani grać w jakieś durne gry. Na pewno macie przygotowany fundusz zabawowy – pieniądze na lody i inne przyjemności. Dajcie mi więc to, co do mnie należy i wszyscy będziemy mieć święty spokój.
Rodzice popatrzyli na siebie zasmuceni, coś do siebie poszeptali i po chwili tata wyciągnął z kieszeni portfel i dał Kacprowi trzy banknoty.
- Wow, ale kasy! – Ucieszył się chłopak. – To zaszaleję! Trzymaj się mała, ja ruszam na podbój wybrzeża!
Kacper odwrócił się na pięcie i pobiegł w kierunku salonu gier, w którym ustawione były najrozmaitsze automaty.
Przez kilka kolejnych dni, chłopiec był prawie nieobecny. Codziennie po śniadaniu, przepadał gdzieś z nowo poznanymi starszymi chłopcami. Chodzili razem na automaty, grali w karty i opchali się jakimś śmieciowym jedzeniem – jedli głównie chipsy, frytki, które popijali gazowanymi słodkimi napojami. Z daleka słychać było ich dziwne śmiechy, a niekiedy nawet przekleństwa! Z dnia na dzień Kacper wyglądał coraz gorzej – prawie w ogóle się nie mył i chodził w tym samym podkoszulku z logo jakiegoś metalowego zespołu. Humor też miał coraz gorszy, a ironię i sarkazm w jego głosie zastąpił smutek i zmęczenie. W końcu, w piątek wieczorem, w przeddzień wyjazdu, coś w nim ostatecznie pękło. Wyglądając jak siedem nieszczęść, stanął w drzwiach hotelowego pokoju rodziców ze łzami w oczach.
- Przepraszam! – Szlochał. – Strasznie się zachowywałem…
Rodzice rzucili się w jego kierunku, zaczęli go przytulać i całować, a na koniec zaproponowali, że wezmą go zaraz na pyszną kolację i kupią mu największy deser lodowy, jaki tylko sobie wybierze. Ala stała jak wryta.
- Że co? Że jak? – W szoku nie potrafiła się wysłowić. – Spędziłam z Wami cały tydzień i ani razu nie poszliście ze mną do żadnej restauracji na kolację ani nie kupiliście dużego deseru lodowego! A jak tylko wrócił ten nicpoń, to od razu wszystko chcecie mu dać?! – Dziewczynka nie kryła swojego oburzenia.
- Kochanie! – Rodzice zwrócili się do niej łagodnie. – Ty cały czas jesteś z nami i wszystko robimy razem. Co nasze to i twoje przecież! A teraz powinniśmy się wspólnie cieszyć z tego, że twój brat do nas wrócił!
Ala jeszcze trochę się dąsała, ale w końcu przyznała rodzicom rację, że bardzo dobrze się stało, że Kacper wrócił. Mimo wszystko, był przecież jej bratem. Fakt, że często dość wkurzającym, ale jednak bratem. I w głębi serca wiedziała, że ona spędziła cudowne wakacje z rodzicami grając, spacerując i rozmawiając, podczas gdy kumple Kacpra okazali się totalnymi baranami, nie obrażając baranów. W duchu przyznała również, że bez niego było jej trochę pusto i może nawet smutno. Chwycili się więc za ręce i całą czwórką poszli do najlepszej restauracji w miasteczku.
Z tej przypowieści wynikają dwa wnioski. Po pierwsze, nigdy nie jest za późno, żeby przyznać się do winy i przeprosić. Zawsze warto! Po drugie, jeśli ktoś zrobi coś dobrego, ciesz się razem z nim – bez zazdrości i egoizmu. Dobro i radość mają niezwykłą moc – niech będą także i twoją mocą!
Agnieszka Poznańska